Dla ciała - kuchnia po kozacku

Uwielbiam dobre jedzenie. Przyłącz się do mnie, zapraszam do swojej wirtualnej kuchni, aby zobaczyć jak stworzyć pyszne dania przygotowywane z naturalnej żywności, bez wysoko przetworzonych składników i z minimalnym dodatkiem tłuszczów.
 
Przez większość swojego życia nie musiałem sam gotować. W rodzinnym domu zajmowała się tym Mamuśka, a kiedy przeprowadziłem się na swoje, to gotowała żona. Był to czas eksperymentów i nauki praktycznej, bo co innego popatrzeć na przepis, a co innego zmienić tę informację na smaczne danie. Z pieczeniem odrobinę gorzej jej szło, więc ja uzupełniłem tę lukę. Moim sztandarowym ciastem na każdą okazję była wtedy WZ-tka. Ciasto piekłem na bazie budyniów czekoladowych, a masą był roztarty na maśle, ugotowany wcześniej i ostudzony grysik - jak niektórzy nazywali kaszę mannę. Nieco później popróbowałem swoich sił na pierniku czeskim. To ciasto zrobione z wielu cienkich placków o smaku miodowym - stąd pewnie piernik w nazwie tego, co inni nazywali Ciasto Basia - a pomiędzy plackami podobny jak do WZ-tki krem. Krem można zrobić także wcierając w masło budyń. Te ciasta były na każdą okazję, zaczynając od Świąt, przez urodzinki czy imieniny, a kończąc na prywatkach i spotkaniach z przyjaciółmi.

Zanim zdecydowałem się na emigrację do Kanady pojeździłem trochę po wschodniej Europie oraz Azji. Spróbowałem tego i owego, więc moje horyzonty co do smaków pochodzących z różnych kuchni trochę się rozszerzyły. W zasadzie gotowy jestem wszystkiego popróbować, o ile jest odpowiednio przyprawione. Nie boję się już używać przypraw, kiedy sam gotuję, ale nauczyć się tego zajęło trochę czasu. Pierwszy okres w moim życiu w Toronto - kiedy mieszkałem sam - był to czas wiecznych przekąsek, kanapek i bazowania na puszkach czy półproduktach. Taka dieta kawalerska, albo dla słomianych wdowców. Jak ugotować zupę dalej pozostawało dla mnie misterium. 

Między innymi umiejętnością gotowania, oczywiście poza wdziękiem i urokiem osobistym, zauroczyła mnie druga ex-żona. Podobno sposób jak uwieść mężczyznę spod znaku Byka to sprawa prosta i łatwa do przewidzenia. To zawsze działa skuteczne. Zaprosić go należy do domu na osobiście ugotowany posiłek. Stworzyć atrakcyjną, przytulną atmosferę. Otworzyć drzwi mając na sobie coś z naturalnej tkaniny, coś co będzie zachęcało go do dotyku. Przy odrobinie odwagi można pokusić się na odsłonięcie rąbka seksownej bielizny. Zapach jest równie istotny. Dobrze upewnić się, że pachniesz jak bogini miłości we własnej osobie - co oznacza dyskretny umiar! Zaoferuj mu kieliszek dobrego wina. Jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja, to pozwól mu przypadkiem zerknąć w swój dekolt. Zmysłowość podczas takiej gry wstępnej zrobi swoje. Po posiłku sięgnij po główną nagrodę wieczoru  i daj Bykowi taki masaż, który zapewni całkowitą kapitulację. Pobłażając jego zaborczemu charakterowi upewnij się, że wie, iż chcesz być jego i tylko jego. Jeśli dodatkowo udowodnisz mu, że jesteś odpowiedzialna za swoje finanse i lojalna, to już jesteś na najlepszej drodze, aby uwieść mężczyznę Byka na dobre. Zajęło mi to dwadzieścia lat, aby się od-uroczyć. Zdołałem przez ten czas nauczyć się kilku sztuczek w kuchni, bo w miarę jego upływu zacząłem sam robić swoje posiłki. Takie bez absolutnie żadnych konserwantów, vegety, kostek rosołowych, mono-glutaminianu sodu i temu podobnych.

Przeszedłem na dietę, bo dotychczasowa kuchnia przestała mi służyć. Zaczęło mi dokuczać nadciśnienie, trafiłem na test stresowy i konsultację do kardiologa. Ten zaoferował mi piguły na cholesterol, bo twierdził, że jestem w grupie podwyższonego ryzyka. Pytany o dietę opowiedział, że on jest od przypisywania pigułek, a dietę, jeśli jakiejś chcę, to mam sobie sam odpowiedniej poszukać. Zawziąłem się jednak i wyeliminowałem z jadłospisu wszystko, co mogło utrzymywać lub podwyższać cholesterol, albo wysokie ciśnienie krwi. Zacząłem od rzucenia palenia. Żartowałem, że żonka wcześniej pewniej rzuci mnie niż palenie i... tak też się stało. Główne zmiany w mojej diecie, którą dotychczas stosuję to wyeliminowanie wszelkich wysoko przetworzonych surowców i półproduktów:
- cukru i słodzików, szczególne Aspartam'u stosowanego w większości napojów typu Diet,
- mąki,
- czerwonego mięsa, czyli wołowiny i wieprzowiny,
- tłuszczów odzwierzęcych, a więc także tłustego nabiału, czy żółtego sera.

W ograniczonych ilościach sięgam po kawę, czarną herbatę, sól. Każdy z tych wymienionych wyżej surowców da się czymś zastąpić. Kiedy chce mi się coś słodkiego, to w odwodzie mam miód i syrop klonowy. Gdziekolwiek potrzeba użyć mąki, to używam zamiast niej otręby, albo mąkę z orkiszu. Białko niezbędne do życia zapewniają ryby, owoce morza i rośliny strączkowe. Oleje używam od dawna, ale zwracam teraz baczną uwagę, aby nie smażyć na tych, które przez małą odporność na wysokie temperatury zupełnie nie nadają się do tego. Olej sezamowy rozpada się w stosunkowo niskiej temperaturze, a więc dodać go można tylko do przestudzonej trochę potrawy, najlepiej na talerzu. Oliwa z oliwek u mnie stosowana jest raczej tylko do surówek. W mojej kuchni mam zawsze kilka różnych olejów. Jeśli już muszę coś podsmażyć to na oleju rzepakowym, albo tym z pestek winogron. Staram się ograniczać używanie krowiego mleka i popularnych dostępnych w handlu serów, a zastępuję je kozim. Wapń jest przecież nie tylko w mleku, ale i w warzywach o ciemnozielonej barwie, na przykład brokułach, kalarepie, brukselce, czy kapuście pekińskiej. Piję własnoręcznie robiony grzybkiem tybetańskim kefir, co zapewnia odpowiednie bakterie i enzymy trawienne. Uwielbiam wszelkiego rodzaju surówki z dodatkiem ziaren sezamu, pestek i orzechów, a dodatkowo sam wyciskam soki z warzyw i owoców. Mam prasę wolno obrotową, która wyposażona jest w ślimak, podobny zupełnie do tego z tradycyjnej maszynki do mielenia mięsa. Ten sposób wyciskania soku zapewnia maksymalne wykorzystanie tego, co w warzywach i owocach jest najbardziej wartościowe, czyli wszystkich witamin i enzymów. Normalna sokowirówka mechanicznie rozdrapuje owoc czy warzywo na malutkie drobiny. Następuje to ze znaczną energią, a więc podnosi temperaturę surowca, który poddany następnie znacznej sile odśrodkowej jest pozbawiany soku. To dzieje się w powietrzu, a więc przy pełnym dostępie tlenu. Tak przygotowany sok zanim trafi do szklanki jest więc znacznie utleniony, co jak wszyscy wiemy jest początkiem psucia się, gnicia i kiśnięcia.

Każdy chyba nowicjusz wegetariańskiej w dużym stopniu diety po początkowej euforii i zadowoleniu z siebie z powodu przejścia na zdrowe jedzenie zaczyna prędzej czy później tęsknić za dotychczasowymi przyzwyczajeniami żywieniowymi. Były przecież wyniesione z domu i kształtowane latami. Każdy z nas ma jakieś swoje ulubione potrawy, które niekoniecznie dobrze wpływają na zdrowie. Opiszę w tej zakładce kilka sposobów jak radzić sobie z zapewnieniem różnorodności na stole, jak zaspokoić rozmaite chętki i smaki bez porzucania diety i poczucia winy z powodu własnych słabości. Stosuję kilka autorskich wynalazków, oraz kilka zaadoptowanych z przepisów internetowych. Dzisiaj gotuję niemalże codziennie. Do pracy nie biorę żadnych tradycyjnych kanapek, gdyż nie jadam wcale bułek, a i chleb ciemny niezbyt często. Na każdą z przerw mam coś do zjedzenia. Ważne jest to, aby jeść regularnie i często. Sztuczka polega na wyeliminowaniu okresów bycia głodnym, co dla organizmu jest sygnałem do odkładania zapasów w tkance tłuszczowej. Czasem mam w małym termosie zupy, czasem coś co można jeść na zimno, albo da się łatwo odgrzać. Wcale nie zajmuje to tak wiele czasu, chociaż nie kupuję nic w puszkach - no może z wyjątkiem mleka kokosowego i koncentratu pomidorowego. Gotuję wyłącznie ze świeżych warzyw, ewentualnie dodaję mrożone osobno, albo jako mieszanki zielony groszek, kukurydzę, fasolkę zieloną czy szpinak.

Dotychczas zamieszczone przepisy:
1. Placki ziemniaczane po kozacku => zobacz więcej
2. Placki z cukini, placki z dyni - wszystkie po kozacku  zobacz więcej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz